Część 4 - Centrum Onkologii

Była wiosna 2014 roku. Jak już wspomniałem w poprzednim poście, pojechałem do Gdańskiego Cetrum Onkologii. Kilka tygodni wcześniej powiedziano nam o terapii celowanej,  która polega na stworzeniu leku skupiającego się na eliminacji konkretnej zmiany genetycznej. Jest to nowoczesna technologia i mój tata miał się stać pewnego rodzaju królikiem doświadczalnym, ale przy chorobie zagrażającej życiu nie miał zbyt wielkiego wyboru. Zawiozłem więc próbkę nowotworu pobraną z płuc mojego ojca do Trójmiasta.

Centrum Onkologii...  Wiecie czym to miejsce różni się od hospicjum? Ludzie w hospicjach wiedzą, że umierają i można się spodziewać, jaka atmosfera tam panuje. Każdy chce uszczęśliwić osoby, którym zostały prawdopodobnie ostanie chwile życia, ale wychodzisz stamtąd smutny. Jeżeli chodzi o Centrum Onkologii to na pierwszy rzut oka wygląda jak zwykła przychodnia. Od razu za drzwiami wejściowymi znajduje się duży hol, recepcja i mnóstwo osób czekających na wyczytanie swojego numerka. Kiedy nadeszła moja kolej, zostałem skierowany na piętro, na którym znajdował się onkolog, do którego miałem dostarczyć próbkę. Po drodze mijałem korytarze, na których panowała bardzo niezręczna atmosfera. Mało kto ze sobą rozmawiał. Część osób miała opatrunki na szyjach i na twarzach. Wielu z nich miało zniszczone chorobą twarze. Każdy się patrzył na osoby przechodzące korytarzem, w tym przypadku na mnie. Miałem wtedy w głowie tylko jedną myśl: "Ci ludzie, wiedzą, że ja wiem, że oni mają raka". Nie myślałem wtedy o tym, że przecież oni nie wiedzą, że ja jestem zdrowy. Po prostu czułem na sobie straszny ciężar ich spojrzeń. Jakby mieli mi za złe, że tam jestem. Pewnie dużo zrobiła moja wyobraźnia, ale i tak zapamiętałem to jako przygnębiające miejsce.

Kiedy znalazłem odpowiedni gabinet i doczekałem się swojej kolejki wszedłem do gabinetu. Ten różnił się od starego i przygnębiającego korytarza. W środku było jasno i nowocześnie. Na początku rozmowy z onkologiem usłyszałem pytanie, czy wiem o stanie zdrowia ojca i jestem świadomy tego, na co jest chory. Pewny siebie odpowiedziałem, że wiem o wszystkim. Moja odpowiedź stała się wytrychem do zdobycia informacji, która zmusiła mnie do poważnego zastanowienia się nad przyszłością naszej rodziny. Lekarz opowiedział mi o terapii celowanej i o tym, że chcą dzięki niej dać szansę wyzdrowieć mojemu tacie. Podczas rozmowy na bieżąco uzupełniał elektroniczną kartę choroby mojego ojca. Dlaczego to istotne w tym momencie? Ponieważ monitor komputera był obrócony pod takim kątem, że mimowolnie czytałem to, co wprowadza onkolog. W pewnym momencie na ekranie zaczęły pojawiać się takie słowa: "Diagnoza: Nowotwór czwartego stopnia. Rokowania: Bardzo złe."


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Część 5 - Chemia, buraki i papierosy

No i już wszystko jasne. Mamy czwarty stopień! Oczywiście w gabinecie onkologa nie dałem po sobie poznać, że informacje, które nam zdradził...